Wszystko w ogrodzie kwitnie, a ja zostałam bez aparatu. No może nie całkiem, ale karta pamięci odmówiła posłuszeństwa, a że ten model wyszedł już z produkcji i w stacjonarnym sklepie nigdzie nie dostałam, musiałam zamówić przez internet i teraz czekam. Chyba pora zmienić sprzęt. Pojemność dysku w aparacie pozwala zrobić całe cztery zdjęcia, więc po dwukrotnym zgraniu do kompa i dokonaniu selekcji mam sześć fotek. Uchwyciłam pełną kwiecia magnolię. Moją dumę, która zachwyca mnie co wiosnę już od siedmiu lat. Zresztą nie tylko wiosną, bo i jesienią kwitnie. Wprawdzie mniej obficie, ale i tak cieszy oczy. Ale żeby nie było tak całkiem botanicznie na planie pojawili się statyści...
... Goldi i Negro. Chyba nie muszę tłumaczyć który jest który :)
Goldi to pupil mojej mamy, który teraz mieszka u nas gościnnie.
Początki przyjaźni z moimi psami (pamiętacie, że mam jeszcze kundelka) były trudne, ale udało się towarzystwo pogodzić. Teraz cała trójka strzeże podwórka, a rano solidarnie zaglądają przez drzwi balkonu w oczekiwaniu na swoją porcję karmy.
Na dzisiaj to tyle. Obiecuję, że następny post będzie dużo obszerniejszy, a będzie dotyczył mojego tarasu i tego co na nim ostatnio podziałałam.